22 listopada
Louis nie powiedział mi o czym rozmawiał ze swoim ojcem. Nie chciał. Skutecznie omijał ten temat natomiast zajął się moją przeprowadzką do niego. Z jednej strony cieszyłam się , że zamieszkam z mężczyzną moich marzeń lecz z drugiej strony martwił mnie fakt że mój chłopak jest w nie najlepszym nastroju.
-Jesteś gotowa?- spytał wchodząc do pokoju, gdy wrócił z parkingu gdzie zanosił moją walizkę.
-Tak- ostatni raz rozejrzałam się po pokoju. Niewielka łezka zakręciła się w moim oku.
-Ej skarbie?- wziął moją twarz w dłonie.
-Nic mi nie jest.-szybko otarłam samotna lzę i lekko uśmiechnęłam się w jego stronę
-To chodź- wziął mnie za rękę.
Jeszcze ostatni raz spojrzałam na mój pokój i z przekroczeniem progu zaczęłam nowy rozdział w moim życiu. Chłopak zaprowadził mnie do auta i odjechaliśmy. Przez całą drogę mój wzrok zwrócony był na Louisa.
-Czemu tak patrzysz?- zapytał nie odwracając się tylko skupiając na drodze
-Bo cię kocham- ostrożnie położyłam dłoń na jego ręce. Spojrzał na chwilę w to miejsce po czym zmienił bieg. Jego wyraz twarzy wyrażał radość ale w głębi serca miał żal. Żal którego dążył ojca. Nie odzywał się tylko jechał. Dojechaliśmy na miejsce 15 minut później.
-Pewnie czułaś się jak księżniczka - wzrok tajemniczej dziewczyny zwrócił się na mnie.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Tak się czułam, bo tak o mnie dbał. Każda moja zachcianka lub marzenie było spełniane. Zaskakiwał mnie z dnia na dzień. Lecz to tylko przeszłość- mój wzrok spuściłam w doł
Dziewczyna nic nie powiedziała a ja zaczęłam opowiadać dalej.
Z czasem zaczął częściej wychodzić. Nie mówił gdzie idzie.
30 listopada
Przebudziłam się rano z nadzieja ze wtulę się w cieple ramiona Louisa. Jednak jego nie było. Rozejrzałam się po pokoju. Nic nie wskazywało na tom że tu spał. Lekko wysunęłam się z łóżka. Założyłam szlafrok i zbieglam na doł. Chłopak chodził po kuchni
-Gdzie byłeś?- powoli podeszłam do bruneta a on chwycił mnie za biodra.
-U ojca- odparł.
-Całą noc? Przez te twoje nocne wypady czuje się zaniedbana i odstawiona na boczny tor.-zdjęłam ciepłe ręce Lou z moich bioder i podeszłam do okna. Wzrok skierowałam na drzewo które lekko kołysał wiatr
-Przepraszam skarbie. Chce spędzać z tobą dni dlatego kiedy śpisz wychodzę.
-Nie rozumiesz , ze potrzebuje twojego ciepła za dnia jak i nocy,-nadal mój wzrok skierowany był w te samą stronę. Poczułam jak mnie obraca do siebie.
-Przepraszam
Chciałam być stanowcza. Nie wybaczać za pierwszym razem.
- Zwykle przepraszam nie wystarczy- odepchnęłam go lekko i skierowałam się do sypialni.
Już po chwili usłyszałam kroki na schodach i ktoś wszedł do pomieszczenia.
-Ale zrozum też mnie.
- Próbuję. Co rano gdy budzę się bez ciebie tłumaczę to sobie że robisz to dla ojca, ale dziś nie umiałam dziś mój rozum zaprotestował- w moich oczach pojawiły się pierwsze łzy. Aby Lou tego nie zauważył odwróciłam się do niego plecami.
-Kochanie- przyciągnął mnie do siebie-Dobrze obiecuję że będziesz budzić się przy mnie
-Nie chcę abyś prze ze mnie zaniedbywał ojca z którym chcesz nadrobić stracony czas.- mocno wpiłam się w jego ramiona i w tym uścisku mogłam pozostać do końca życia.
-Nie będę go zaniedbywal.
-Co masz na myśli?- lekko odsunęłam się od Lou.
-Nic. On nie jest najważniejszyn
-Na prawdę zrobisz to dla mnie ? - lekko rozchylając nogi usiadłam na Louisie a ręce zaplotłam na szyi
-Tak. Dla ciebie zrobię wszystko kochanie- po tych słowach namiętnie pocałowałam bruneta. Lecz on nie pozostawał dłużny i jego dłonie zawędrowały pod moją bluzkę.
-Kochaj się ze mną- poprosił
Po tych słowach spojrzałam w jego głębokie oczy w których zobaczyłam namiętność. Położył mnie na łóżku rozwiązując mój szlafrok. Obdarowywał mnie pocałunkami na całym ciele. Rozebrałam go abyśmy mogli zaraz cieszyć się sobą w zwiniętej przez nas białej pościeli. Nagle w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka.
-Czy my nie możemy mieć chwili dla siebie?- powiedziałam lekko zdenerwowana opadając na białe prześcieradło.
-Nie idę. Od tego jest Jake niech otworzy- wpił się w moje usta
-Ale chyba będziesz musiał zejść na dół zobaczyć kto przyjechał.-wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać.
Chłopak zszedł cały wkurzony na dół.
-Cześć synu- usłyszałam głos dobiegający z dołu.
-Co ty tu robisz? Byłem u ciebie już
-Tak wiem ale mam problem. i to duży.
-Słucham?
- Więc to trochę delikatna sprawa. Wiesz już ze nie pracuje i nie mam pieniędzy. A to skutkuje ze nie mam czym płacić rachunków.
-Jasne jak nie mam to o synie sobie przypomnę.
- Nie to nie tak.-Nagle postanowiłam zainterweniować. Nawet jeśli ojciec Lou zabiera mi go nie można traktować go w taki sposób.
-Witam jestem Kate - zeszłam na dół po drewnianych schodach i wyciągnęłam rękę na przywitanie.
-Adrew.
- Dużo o panu słyszałam. -usiadłam na kanapie obok Louisa on szybko chwycił mnie za rękę.
-Tato idź szukaj pracy- warknął Lou.
-Louis nie bądź taki niemiły- rzuciłam ostre spojrzenie na chłopaka
-Ja już i tak idę- mężczyzna wstał.
-Nie proszę poczekać- brunet lekko ścisną moja rękę abym pozwoliła odejść dla jego ojca.
-Do zobaczenia tato -rzucił chłopak i odprowadził Adrew
Po chwili wrócił. Moja mina mówiła sama za siebie.
-Co?
- Jeszcze się pytasz? Dlaczego nie pozwoliłeś zostać jemu tutaj? Ma teraz biedować na ulicy ?- byłam wściekła. Zawsze myślałam że mój chłopak to człowiek który pomaga wszystkim bezinteresownie.
-On ma mieszkanie. A przychodzi tylko po to aby wziąć kasę.
-Czemu jesteś taki nieczuły?. Lou nie poznaje cię.- wstałam z kanapy i podeszłam do niego.
-Bo wiele razy mnie zranił. Nienawidzę tego człowieka rozumiesz?
Wtedy pierwszy raz Louis Tomlinson podniósł na mnie głos.
- To może mi wytłumaczysz? Oświeć mnie bo nie umiem czytać w myślach.
-Usiądź- wziął mnie za rękę i poprowadził na kanapę- On nie stara się odbudować naszych relacji bo chce być ojcem. On stara się to zrobić aby wziąć ode mnie pieniądze.
- Ale dlaczego ? Nie rozumiem tego ? Dlaczego was zostawił? - dopytywałam chciałam poznać jak najwięcej szczegółów
-Nie wiem dlaczego nas zostawił. I już mnie to nie obchodzi. Możesz skończyć ten temat?
-Nie nie mogę. Kocham cię i się martwię. Dowiem się prawdy rozumiesz?
-Daj już spokój. Mnie to nawet nie obchodzi- wzruszył ramionami i poszedł do kuchni
-Ale mnie obchodzi. Zobaczysz jeszcze mi za to podziękujesz. Jeszcze pokochasz swojego ojca.- podeszłam do niego a w jego oczach ujrzałam łzy. Przytulił mnie do siebie.
-Kate... daj mi już dzisiaj spokój z tym.
Odpusciłam wiedziałam że jest to ciężkie przeżycie dla niego.Jake zrobił nam śniadanie, które zjedliśmy i spoczeliśmy na kanapie
-Co było dalej - dziewczynę zaciekawiła moja historia.
-Dalej? zapytałam. -Dalej było już tylko gorzej.
Louis pogodził się z ojcem i ten częściej u nas bywał. Dzięki mnie relacje miedzy synem a ojcem ociepliły się. Z dnia na dzień Lou jak i Andrew byli szczęśliwsi.
24 grudnia
Święta i urodziny Louisa były już dzisiaj. Od rana biegałam jak w ukropie. Wszystko miało być zapięte na ostatni guzik. Lou mi pomagał. Zajął się choinką i bardziej technicznymi rzeczami. Mieli przyjść chłopcy i Andrew.To były nasze pierwsze wspólne święta chciałam aby było idealnie.
-Kochanie- usłyszałam przy uchu i ktoś objął mnie w talii
-Tak? zapytałam z uśmiechem
-Stęskniłem się.
-Biedactwo-obróciłam się w jego stronę i lekko pocałowałam
-No właśnie biedactwo- podniósł mnie i przerzucił przez ramię
-Wariacie. Postaw mnie mam jeszcze tyle pracy. Święta i twoje urodziny same się nie zrobią
-Przesadzasz- położył mnie na kanapie przygniatajac swoim ciałem
-Przypominam że twój ojciec z chłopakami lada moment się zjawią.
-Mamy czas- musnął wargami moją szyję
-Jesteś tego pewien? - po tych słowach oddałam się mu zupełnie. -Niech to będzie twój prezent urodzinowy-do powiedziałam po chwili
Wymruczał mi coś do ucha wsuwając dłonie pod moją sukienkę. Lekko jęknęłam podrywając ciało ku gorze. Ręką pieścił moją kobiecość a ustami napierał na moje usta. Nie zamierzałam pozostać mu dłużna szybko przejęłam inicjatywę schodząc powoli w dół rozpinając jego koszulę. Drobne guziczki nieco mnie denerwowały więc po prostu szarpnęłam mocno ściągając ją z chłopaka. Szybko spojrzałam na Louisa i lekko przygryzłam usta. Po chwili zajęłam się jego rozporkiem. Całował moją szyję zostawiając na niej ślady kiedy ja mocowałam się z jego spodniami. W końcu udało mi się zrzucić cały strój który wcześniej usilnie prasowałam. Chłopak sprawnie pozbył się mojej czerwonej sukienki dłońmi doprowadzając mnie do szaleństwa. Lekko muskał moje ciało dłońmi. w czasie gdy ja próbowałam zając się jego przyjacielem
Całował mnie a świat i wszystko inne wokół znikało. Liczyłam się tylko ja i on. Zatraciłam się w nim do końca. Po chwili naszej zabawy chłopak zjechał niżej zębami pozbywając się moich koronkowych majtek.
Lekko poderwałam moje ciało do góry i z rozkoszy jęknęłam co doprowadziło chłopaka do zadowolenia.
Wrócił do moich ust powoli rozsuwając moje nogi. Przygryzłam dolną wargę czekając aż chłopak wejdzie we mnie. On nie miał zamiaru jeszcze tego zrobić. Droczył się ze mną. Uśmiechnął się zadziornie i całował po szyi.
-Co raz bardziej podoba mi się ten prezent- wymruczał zjeżdżając wargami na mój dekolt
-Proszę nie pozwól mi czekać dłużej. Doprowadzasz mnie tym do szaleństwa.
-I tak ma być- zjechał ustami jeszcze niżej i niżej i powoli wracał do góry
Gdy nasze twarze spotkały się. Lekko rozchyliłam nogi z pomocą bruneta.
-Na pewno czy może jednak nie?- spytał cwaniacko się uśmiechając gładził mnie po policzku
-Louis.-Odparłam
Wszedł we mnie gwałtownie tak że moje ciało wygięło się w łuk. Najpierw zaczął powoli. Na znak rozkoszy lekko otworzyłam usta nie wydając z siebie żadnego dźwięku
-Zrobię tak, że będziesz krzyczała moje imię- powiedział mi do ucha przyspieszając
Nie mogłam pozwolić, aby ktoś nas usłyszał, lecz nie mogłam miałam chęć krzyczeć w niebogłosy jego imię.
Mój oddech przyspieszył. Nasze ciała zlewały się w jedno. Mieliśmy swój rytm. Paznokcie wbijałam w plecy chłopaka. W końcu się nie powstrzymałam i z mojej krtani wydobył się głośny dźwięk. Chłopak na to czekał. Po tym jak wykrzyczałam jego imię wykonał jeszcze kilka ruchów zwalniając przy tym. Opadałam, aby znów się podnieść. Czułam prawie maksymalne doznanie a chciałam więcej. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Lou zrobił jeszcze jeden ruch i spuścił się we mnie a ja opadłam na miękka kanapę. Nie mieliśmy czasu, aby zrelaksować się po wspólnym stosunku. Szybko podniosłam się z kanapy i skierowałam się do łazienki. Chłopak w tym czasie w samych spodniach poszedł otworzyć drzwi.
-O widzę, że przeszkadzamy- powiedział zadowolony Harry
-Co? Nie, ubierałem się właśnie na wasze przyjście- odpowiedział szybko Lou
-Tak tak tylko winny się tłumaczy- Zayn lekko poklepał go po ramieniu i puścił oczko w stronę chłopaków
-Wkurzasz mnie już od samego przyjścia.
-O, co ci chodzi, spokojnie stary.- Próbował go uspokajać Niall
-Oczywiście, że o nic. Właźcie do środka, bo przeciąg jest a ja jestem w samych spodniach.
Szybko przywróciłam się do porządku i wyszłam przywita gości.
-Hej chłopaki- powoli szłam w ich stronę poprawiając fryzurę, która była w lekkim nieładzie
-No witamy panią. Co tu się musiało dziać?..- Uśmiechnął się szeroko Harry
-Nic. Po prostu za szybko przyszliście.- Rzuciłam jednoznaczne spojrzenie na Louisa, aby coś z tym zrobił
-Idźcie do salonu usiądźcie zaraz wracamy- poszliśmy do kuchni
-Zapamiętaj to sobie kochanie. To był ostatni raz.- Chwyciłam za salaterkę, w której była sałatka.
-Ale, że co?- Spojrzał na mnie biorąc inne danie
-Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi.- Skierowałam się do salonu
-No właśnie nie.
-Proszę cię nie mam ochoty na żarty i głupie teksty chłopaków. Chcę ten wieczór spędzi w gronie rodzinnym. A właśnie mówiąc o rodzinie gdzie jest twój ojciec.- Zapytałam biorąc kolejne danie z blatu
-Zaraz przyjedzie
W tym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopak poszedł otworzyć i przyszedł jego tata.
-Witaj Andrew- uścisnęłam jego dłoń i pocałowałam w policzek
-Witaj Katharine.
-Proszę zapraszam do środka. Louis weź płaszcz ojca. -Podałam czarny płaszczyk Andrew, który dostał od nas na urodziny. Usiedliśmy do stołu. Zmówiliśmy modlitwę i zaczęliśmy dzielić się opłatkiem. Gdy podszedł do mnie ojciec Louisa podziękował mi za wszystko, co zrobiłam dla niego i, że potrafię uszczęśliwi jego syna. Zjedliśmy kolacje i rozdaliśmy prezenty. Każdy był zadowolony ze swoich upominków. Teraz przyszedł czas na kolędy. Wszyscy wygodnie rozsiedli się na kanapie a Niall znaczą śpiewa po kilku wersach dołączyliśmy się do niego. Naprawdę ten wieczór był magiczny. Lecz czas się rozstać. Louis zgrywał dobrego przyjaciela i postanowił odwieś chłopaków do domu. A Andrew został u nas na noc. Kładłam się do łóżka po wykąpaniu a Louisa jeszcze nie było. Zaczęłam się martwić za oknem panowała śnieżyca. Nagle mój telefon zadrżał a na ekranie pojawiła się wiadomości.
Przepraszam skarbie, ale nie dotrę do domu w taką pogodę. Z jednej strony poczułam ulgę, że jest bezpieczny, lecz z drugiej strony potrzebowałam go przy sobie. Znowu nie obudzę się obok niego. Przykryłam się kołdrą. Próbowałam zasnąć. Moje oczy padały ze zmęczenia. Po chwili usłyszałam otwieranie drzwi. Była pewna, że mój chłopak postanowił zrobi mi głupi żart i wróci w taką podłogę do domu.
-Kto to był?- Spytała dziewczyna przerywając moją opowieść.
- Nie zgadłabyś. Sama nie podejrzewałabym tej osoby. A jednak- z moich oczu popłynęła samotna łza dziewczyna jedynie mocno mnie przytuliła.
~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*~~~~*
Witajcie jesteśmy już w połowie opowiadania i to dosłownie za 4 rozdziały kończymy to opowiadanie. Jak wam się podoba kolejny rozdział? Zachęcam do komentowania oraz zadawania pytań. Życzę udanego weekendu i do napisania. Ruda ;*
Rozdział genialny ;) W końcu wszystko się wyjaśnia... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńgenialny , kocham Cie ! < 33
OdpowiedzUsuńWspaniały : ***
OdpowiedzUsuńCzekam na nn : ***