piątek, 30 sierpnia 2013

Chapter VI

Miesiąc później 

-Kate, chodź pójdziemy na spacer- powiedziałem do żony szykując wózek dla Rose.
-Już idę- krzyknęła z sypialni
Już po chwili pojawiła się przy mnie z naszą małą córeczką.
Ostrożnie położyła ją w wózku a sama nałożyła szary sweterek
Gotowi wyszliśmy udając się do parku.
Ciepły wiatr targał włosy Kate. A ja cieszyłem się, że w końcu mogę by szczęśliwy.
Obejmowałem ją jedną ręką. Zbliżyłem się i pocałowałem jej słodkie usta.
Dziewczyna od razu odwzajemniła mój pocałunek.
-Kocham cię- wyszeptałem zatrzymując się przy jednej z ławek.
Brunetka lekko się uśmiechnęła i musnęłam moje usta.
Usiedliśmy stawiając Rose, tak aby nie świeciło jej zbytnio słońce.
Była oddalona od nas mniej niż metr. Zapatrzyłem się w oczy kobiety która była moją żoną.
-Wciąż nie mogę w to uwierzyć- szepnąłem
-W co?
-W to że jesteś tylko moja już na zawsze.- na moich ustach zagościł uśmiech. Powoli zbliżałem się do Kate aby złączyć się w pocałunku
Oddała go, a po chwili się odsunęliśmy. Spojrzałem na nasz skarb. Spokojnie spał.
Kilkakrotnie bujnąłem wózkiem i zamknąłem oczy aby się zrelaksować
Kate zaczęła coś do mnie mówić, więc odpowiadałem.
Nagle zapadła cisza jakiej dotąd nigdy nie zaznałem
Po 5 minutach spojrzałem na wózek Rosalie...ale jej nie było.
Od razu pomyślałem, że małą wzięła Kate.
Spojrzałem na żonę, ale ona nie trzymała naszego dziecka
-Boże to niemożliwe- wstałem jak oparzony- Kate gdzie Rose.- krzyczałem
-Jak to gdzie w wózku-powiedział​a leniwie nie otwerając oczu
-Kate, nie ma jej w wózeczku.
-Co? Chyba sobie żartujesz? Powiedz, że żartujesz- brunetka gwałtownie zerwała się z ławki i podbiegła do spacerówki
-Niee- zacząłem się rozglądać.
-Ale jak to, kto to mógł zrobić?- Kate złapała się za głowę i zacisnęła dłonie w pięści.
-Nie wiem
-Dlaczego to nas spotyka?- dziewczyna zaczęła płakać po paru minutach szlochania podniosła się gwałtownie pdeszła w moją stronę i zaczęła krzyczeć i okładać moją klatkę piersiową pięściami- Zrób coś nie stój tak ratuj nasze dziecko! Słyszysz? Ratuj je!-- po tych słowach znów zaczęła płaka powoli zsuwając się na ziemię momentalnie chwyciłem ją za nadgarstki
Objąłem ją wyciągając telefon aby zadzwonić na policję. Byłem bezsilny.
Nie kontrolowałem drżenia rąk. nagle ze sluchawki usłyszałem gruby głos policjanta
-Komisariat policji w czym mogę pomóc
-Chciałe...chciałe​m zgłosić porwanie dziecka.
-Rozumiem kiedy zaginęło i w jakich okolicznościach?​- zapytał już poważniejszym głosem
-W parku przed chwilą. miesięczne dziecko
-Pańskie zgłoszenie zostanie przyjęte proszę zgłosić się na 5 komisariat policyjny a tam dokonamy szczegółów
-Już- rozłączyłem się biorąc za rękę Kate.
-Gdzie idziemy?- zapytała cala zapłakana
-Na komisariat
W szybkim tempie dotarliśmy do domu wziąłem wszystkie potrzebne dokumenty i ruszyliśmy na komendę.
Na miejscu byliśmy 15 minut później. Boże tak się bałem o nasze dziecko. Jeszcze Kate. Ona nie powinna się denerwować
Policjant wskazał nam wydział zaginięć i po paru minutach składaliśmy zeznania.
Cały czas obejmowałem i uspokajałem Kate.
-W jaki sposób zaginęła państwa córka- zapytał komisarz
-Została porwana z wózka
-Widzieli państwo sprawcę?- dopytywał
-Nie,
-Więc mamy kłopot. Mogą państwo opisać wygląd córeczki lub da nam zdjęcie?- poprosił mężczyzna siedzący za biurkiem który był oazą spokoju
Od razu podałem fotografie Rose policjantowi
-Dziękuję - odpowiedział- akcję zaczniemy za 24 godziny a teraz proszę udać się do domu będziemy w kontakcie.
-Jak to za 24 godziny?!
-Takie są procedury nic na to nie poradzę
-Moje dziecko za 24 godziny może umrzeć jeśli nie przyjmie odpowiednich leków. A pan pieprzy mi o procedurach ? Wie pan co może z nimi zrobić? Wsadzi sobie w cztery litery.- Kate nagle wybuchła.
-Niech pan coś zrobi! Ona ma miesiąc co sama przyjdzie?!
-Przykro mi za 24 godziny skontaktujemy się z państwem a teraz to tyle z mojej strony, do widzenia- policjant wstał i wyciągną rękę na pożegnanie
-Ma pan dzieci? Ma pan w ogóle sumienie?
-Do widzenia- powtórzył i zajął miejsce
Wyszedłem wściekły, zły i zmartwiony. Pojechaliśmy z Kate do domu.
Była kompletnie załamana. Usiadła na kanapie i wzięła do ręki grzechotkę Rose.
Chodziłem po pokoju starając się coś wymyślić.
-Louis chyba wiem co możemy zrobić- odezwała się nagle brunetka
-Co? Co kochanie?
-Gdy byłam w więzieniu pomogła mi pewna policjantka Amber. Amber Forest. Może nam pomoże?- powiedziała na jednym wydechu
-Dzwoń.
Kate szybko wykręciła numer i skontaktowała się z dawną znajomą. Po paru minutach odłożyła telefon .
-Już jedzie- powiedziała z ulgą
Usiadłem obok niej
A ona jedynie położyła głowę na moim ramieniu i wyszeptała
-Wszystko będzie dobrze prawda? W końcu musi być?
-Będzie. Znajdziemy ją
Po pół godzinie ktoś zapukał do mieszkania.
Poszedłem otworzyć młodej kobiecie i wprowadziłem ją do salonu
Za nią weszła jej ekipa. Kobieta od razu przywitała się z Kate.
-Czy mi ludzie mogą się rozstawić?- zapyt​ała
-Tak oczywiście- odparłem przytulając żonę
-Za jakieś 20 min powinni być gotowi-oznajmiła​- Powiedźcie mi co tak dokładnie się stało?- spytała zmartwiona
-Byliśmy na spacerze. Rosalie spała w wózeczku 5 minut na nią nie patrzyłem a później zniknęła
-Więc to było porwanie z zamiarem.-oznajm​iła- Macie jakiś wrogów. Czy przez ostatnie kilka dni groził wam ktoś?- dopytywała komisarz Amber chciała jak najwięcej się dowiedzie
-Nie... wie pani są antyfani i psychofani
-Rozumiem. Spokojnie oni nie podejmują się takich czynów bardziej działają z daleka proszę mi uwierzyć wiem coś o tym. Spokojnie Kate dojdę do tego kto porwał Rose.- powiedziała zamyślona Forest 
-Ona musi przyjąć leki-powiedziałe​m za żonę bo ona cała dygotała
-Słucham? -policjantka zbystrzała
-Jest wcześniakiem ma arytmię serca jeśli nie przyjmie leków w ciagu 3 dni...-Kate nie dokończyła te słowo nie mogło przejść jej przez gardło
-Może umrzeć- przełknąłem łzy wypowiadając to słowo-Błagam niech nam pani pomoże
-Spokojnie znajdziemy ją ona nie umrze. Nie dopuszczę do tego. Louis jeśli mogę tak do ciebie mówi zaprowadź Kate do sypialni i daj jej leki nasenne jest osłabiona i niewyraźnie wygląda- komisarz Amber zwróciła się do mnie jak profesionalistka​
-Tak już. Chodź kochanie- wziąłem ją na ręce i zaniosłem na górę. Ułożyłem na łóżku i podałem leki. Po chwili spała a ja zszedłem na dół. Mój telefon zaczął dzwonić ale zanim odebrałem zwróciła się do mnie komisarz Forest
-To może być porywacz proszę zachować spokoju i rozmawiać z nim tak długo aż damy panu znać musimy go namierzyć. Zrozumiano
Pokiwałem głową i odebrałem połączenie-Ha...​halo?
-Witaj mam coś co należy do ciebie- po chwili odezwał się tajemniczy głos
-Ty...gdzie jest Rose?
-spokojnie jeśli będziesz niegrzeczny dla twojej córeczki może coś się stać. powiedzmy przez przypadek. -nagle usłyszałem śmiech a po chwili płacz małego dziecka
Zacząłem szybciej oddychać. Moje maleństwo. -Ona potrzebuję leków.
-To ja decyduję czego potrzebuje. Słuchaj gówniarzu twoja rodzinka wyrządziła mi wielką krzywdę. Jeśli nie przyniesiesz 20 patyków jutro do parku możesz pożegnać się z córcią.-powiedzi​ał poważniej- Jest bardzo ładna ciekawe po kim ma urodę? A i pamiętaj jeśli zobaczę psy ty nie zobaczysz dziecka- powiedział oschle i się rozłączył
Opadłem na ziemię bezsilny i bezradny. Moja córka moje dziecko
-Spokojnie Louis mamy go-powiedziała radośnie Amber- ukrywa się w starej szopie na przedmieściach teraz to my dyktujemy warunki-oznajmił​a poklepując mnie po ramieniu.
______________________________________________________________
W końcu dotarliśmy do głównej akcji opowiadania. Co o tym myślicie? Jest dreszczyk emocji? Proszę komentujcie bo pod ostatnim postem były tylko 2 komentarze. KOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!!


3 komentarze:

  1. OMG ! COO ? CIEKAWE KTO PORWAŁ ICH DZIECKO ! dreszczyk jest . Niech się ona znajdzie < 33333

    OdpowiedzUsuń
  2. Coo porwana? Mam nadzieję, że mała się znajdzie
    Super rozdział, nie mogę się już doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
  3. Porwanie ?! I to jeszcze takiego małego dziecka ?!
    Mam nadzieję, że Rose nic się nie stanie...
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń